Podróż statkiem do Szwecji
Lublin – Gdynia – Karlskrona – Hőllviken – Malmo – Lund –
Kopenhaga – Gdańsk – Sopot
Spakowani, gotowi do drogi wyruszamy w późnych godzinach
popołudniowych w kierunku północnym. Trasa nie jest zła, drogi wyremontowane,
choć mogłoby być mniej świateł na trasie. Trochę dziwne, że na drodze
ekspresowej co chwilę trzeba zwalniać ze względu na przejścia dla pieszych lub
światła. Zmęczeni docieramy do Sopotu w środku nocy około 1. Chwila snu. Punkt 8.00
musimy być w gdyńskim porcie. Dojazd z Sopotu kosztował nas troszkę nerwów,
gdyż nie przypuszczaliśmy, że będą taaaaakie korki :/
Statek linii Stenaline z bliska robi wrażenie. Wielki kolos
„połykający” tiry i samochody. O 9:00 wypływamy. W gąszczu korytarzy
zapoznajemy się z miejscem, w którym spędzimy najbliższe 10 godzin. Na statku
można wynająć kajutę, jest restauracja i bary, sklep bezcłowy, darmowy
Internet, w kilku miejscach telewizory, a na ostatnim piętrze sala dyskotekowo
– kinowa, i wszechobecne, nie lubiane przeze mnie automaty z różnymi grami.
Sklep otwarty jest tylko w wyznaczonych godzinach. Generalnie podczas
10-godzinnego rejsu rzadko kiedy można zobaczyć kogoś z obsługi. Chwilami miało
się wrażenie, że na statku są tylko podróżni. Nie wynajmowaliśmy kajut, bo słyszeliśmy,
że w tak małych pomieszczeniach bardziej odczuwa się chorobę morską. Niestety
statek nie oferuje zbyt wiele turystom, którzy akurat kajuty nie wynajmą
(zaznaczę, że nie jest ona tania). My znaleźliśmy miejsce w środkowej części
statku, gdzie najmniej odczuwało się „bujanie”. Były tam kanapy i stoliki, a w
telewizorze można było oglądać Discovery. Na kanapach nie można było leżeć ;/ i
co jakiś czas chodził ochroniarz i o tym informował, co nie było miłe. Na sali
dyskotekowo – kinowej tez były kanapy i tam ludzie mogli się położyć. Niestety
„skoki przez fale” były odczuwane bardziej. Na statku nie jest tanio. Lepiej
zaopatrzyć się w swój prowiant i napoje. Herbata, którą byłam zmuszona kupić,
była najdroższą w moim życiu. Kosztowała 10 zł za małą filiżankę. Jakoś to
przebolałam. Na statku można uzyskać informacje o Szwecji i co można zwiedzić w
Karlskronie. Spotkać można także ciekawych ludzi, z którymi tak długa trasa się
nie dłuży. O godzinie19:00 dobijamy do brzegu. Jesteśmy w Szwecji!!
Port w Gdyni, czekamy na swoją kolej do wjazdu na pokład. W tym szarym budynku po prawej stronie są ubikacje, jakby ktoś musiał.
Restauracja
coś dla dzieci
kajuty
sklep wolnocłowy
widok na szwedzkie wyspeki, Karlskrona
Jeszcze tylko 230
km i jesteśmy na miejscu. Pamiętajcie, że Szwecja jest
bardzo restrykcyjna pod względem łamania przepisów drogowych. Dlatego trzeba
uważnie patrzeć na znaki i stosować się do nich. Pora jaka byliśmy w Szwecji
(listopad) nie sprzyjała do oglądania krajobrazów podczas jazdy samochodem. Ani
jak jechaliśmy do celu, ani jak z powrotem. Szkoda.
Po około 3 godzinach docieramy na miejsce do małej
nadmorskiej miejscowości Hollviken. Tu mamy wynajęty domek. Niestety po drodze
okazuje się, że zepsuło się nam łożysko w prawym kole. Mimo gruntownego
sprawdzenia samochodu przez mechaników w Polsce można narazić się na takie
niemiłe niespodzianki. Mimo pomocy naszych szwedzkich znajomych nie udało się
obniżyć kosztów naprawy auta. Mechanik – Polak mieszkający w Szwecji od lat,
powiedział, że będzie to kosztowało 2500 zł (hahaha). Gdy zapytałam się go czy
mogłabym dostarczyć mu łożysko oddzielnie i żeby tylko wymienił, to powiedział,
że zarabia na częściach. Żenada. Koniec końcem zaryzykowaliśmy i nie
naprawialiśmy auta na miejscu, bo to jakiś absurd cenowy. Auto zostało
uziemione, a my poruszaliśmy się autobusami, pociągami lub pożyczonym
samochodem od znajomych. W Polsce za łożysko i usługę jego wymiany zapłaciłam
200zł.
Szwecja – kilka słów
o życiu
Zakupy. Szwecja
należy do krajów skandynawskich. A dla nas to oznacza wysokie ceny za
wszelkiego rodzaju usługi, począwszy od jedzenia skończywszy na biletach
komunikacji miejskiej. Nawet zarabiając tam, niektóre ceny produktów są
nokautujące.
Robiąc zakupy najlepiej przeglądać gazetki z supermarketów,
bo czasami trafiają się niezłe promocje. Najbardziej znane supermarkety to: ICA
i Netto.
Przykładowe ceny (wszystkie ceny są z rachunków, z 2012
roku):
Chleb – około 20 SEK
Mleko – 32 SEK (2 litry )
Mięso – 40 – 150 SEK/1 kg
Ziemniaki – około 15 SEK/kg
Woda mineralna – 10 SEK
Cukier – 11 SEK/1 kg
Mąka – 7 SEK/1 kg
Ochrona środowiska.
Wyrzucanie śmieci – należy pamiętać o tym, że w każdym szwedzkim domu znajdują
się co najmniej dwa pojemniki na śmieci. Na frakcję suchą i mokrą. Przed domem
też stoją dwa pojemniki. Firmy wywożące śmieci rozdają papierowe worki na nie.
Szwedzi bardzo przestrzegają polityki śmieciowej. Są bardzo proekologiczni.
Okno na świat. Domy
„otwarte” na przechodniów. Jest zupełnie inaczej niż w Polsce. Polacy, którzy
zwiedzając ten kraj, mogą pomyśleć, że Szwedzi to ekshibicjoniści. Szwedzi nie
zasłaniają się firankami, żaluzjami, roletami i innymi –ami. Często można
zobaczyć co się dzieje w domu sąsiada, co gotuje, lub jaki program w telewizji
ogląda. Nie mają żadnego ogrodzenia, lub jest on bardzo niski, sięgający do
kolan.
Usportowienie.
Szwedzi lubią uprawiać sport. W Polsce to już powoli też się zmienia. Do
pozazdroszczenia są te wszystkie ścieżki rowerowe i biegowe. W Sztokholmie
widziałam, że obok ścieżki rowerowej przebiega ścieżka dla pieszych.
Świeczniki na stół.
Jak Szwedzi zapraszają Cię na posiłek (obiad, kolację) zapalą świeczki w
świecznikach. U nich jest taka tradycja, wręcz źle jest widziane jeśli tego nie
zrobią. W sklepach gospodarstwa domowego świeczek jest do wyboru do koloru i
sprzedają je na tony;) (Jeśli chodzi o świece to w Danii też to
zaobserwowałam).
Język giętki. Język szwedzki nie należy do
łatwych. Ciężko przyswoić nawet najprostsze wyrażenia, ze względu na akcent. Nie
twierdzę, że nie da się go nauczyć, ale jest trudno. Na szczęście angielski
Szwedom nie jest obcy J Co ciekawe, w Szwecji są różne dialekty i rodowity
Sztokholmianin będzie miał problem ze zrozumieniem mieszkańca Skanii lub
Goteborga.
Bułeczki cynamonowe.
Będąc w Szwecji nie możecie ich nie spróbować. Każdy Szwed ma je zamrożone w
domu, lub robi je na bieżąco. Oczywiście można też kupić świeże w sklepie. Kanelbullar,
bo to jest ich oryginalna nazwa jest „miodem w gębie”. Przepis na te bułeczki
można znaleźć na każdym opakowaniu mąki. I oczywiście, jeśli czytaliście choć
jedną książkę Camilli Lackberg – to wiecie o czym piszę J
Przepis na bułeczki cynamonowe (przepis z opakowania mąki):
pół łyżeczki soli
Margarynę, cukier, sól i mąkę mieszamy.
Dodajemy drożdże rozpuszczone w mleku.
Mieszamy całość, zostawiamy na 30 minut. Po 30 min formujemy kulę, podzielić na 4 części.
Rozwałkować po kolei każdą część.
Na płaskim rozwałkowanym cieście smarujemy margaryną, sypiemy cukrem i cynamonem.
Wałkujemy w rulon i kroimy w plastry, wypychamy środek palcem.
Przykrywamy ścierką na 40 min. Smarujemy jajkiem, posypujemy cukrem gruboziarnistym (perłowym).
Pieczemy 225-250 stopni C przez 5 – 10 min.
Komunikacja miejska.
Ja miałam kartę chipową, na którą można było kupować dowolna ilość biletów. Na
tej karcie dostaliśmy się też do Kph. Karta chipowa – jojo kort – bilet z
Hollviken do Kopenhagi kosztuje 100 koron/os. (vuxen znaczy dorosły); Malmo –
Kopenhaga – 79 koron/os; Hollviken – Malmo – 32 koron/os.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz